SN uwzględnił kasacje w sprawie aktora Bartłomieja M. oskarżonego o gwałt na 16-latce
"Sąd nie ustala faktów, nie orzeka o winie. Jego zadaniem jest sprawdzenie, czy doszło do rażącego naruszenia prawa. Tym razem odpowiedź jest twierdząca: tak, doszło" - mówił sędzia sprawozdawca uzasadniając decyzję o uchyleniu zaskarżonego wyroku w całości i przekazaniu sprawy do ponownego rozpoznania. Podstawą orzeczenia są przepisy, które nakazują dokonać rzetelnej oceny dowodów i opierać się na całości zgromadzonego materiału dowodowego.
W 2020 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy Żoliborza w pierwszej instancji skazał Bartłomieja M. na 2 lata i 11 miesięcy za zgwałcenie młodej kobiety w 2016 roku. Dostał też zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej przez 10 lat.
16-letnia dziewczyna zgłosiła się do niego na sesję zdjęciową. Mężczyzna miał podać jej alkohol, a potem, gdy była upojona, uprawiać z nią seks. Pokrzywdzona zeznała, że była bita i szarpana za włosy. Bartłomiej M. stwierdził, że "tylko trzymał ją za włosy i dwa razy klepnął w twarz".
Sąd Okręgowy w Warszawie w procesie odwoławczym zmienił wyrok sądu pierwszej instancji i uniewinnił mężczyznę. O kasacje tego wyroku wniosła prokuratura i pełnomocnicy oskarżycielki posiłkowej.
Jak tłumaczył w czwartek w SN prokurator, sąd II instancji zakwestionował wiarygodność pokrzywdzonej, na podstawie drobnych nieścisłości dotyczących kupienia papierosów i wypitego alkoholu. Według SO dziewczyna miała "pomówić o gwałty, by zwrócić uwagę swojego byłego chłopaka".
"Sąd zbyt małą wagę nadał opiniom psychologicznym dot. oskarżonej, pominął zeznania świadka, sam ocenił zdjęcia" - wskazywał prokurator. Zasadniczo za podstawę apelacji przyjął wybiórcze potraktowanie materiału dowodowego.
Pełnomocniczka oskarżycielki posiłkowej, czyli pełnoletniej obecnie pokrzywdzonej, długo wymieniała okoliczności, jakie nie zostały wzięte pod uwagę i wskazywała, że nie wzięto pod uwagę dowodów z innej sprawy przeciwko Bartłomiejowi M., gdzie modus operandi miał być ten sam, a zarzutów jest kilkanaście.
Pełnomocnicy dziewczyny skarżyli się też na SO, że zafundował pokrzywdzonej ponowną traumę przesłuchania: "ofiara płakała, prawie padła z przerażenia pod ławkę, jak zwierzę, które spotyka się ze swoim oprawcą".
W sprawie uczestniczył też przedstawiciel Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu, który stwierdził, że zaskarżony wyrok to kwintesencja tego, jak trywializuje się przemoc seksualną. "W patriarchalnej kulturze kobiety tak mają, że coś im się zdaje i coś sobie wyobrażają" - mówił z ironią. "Wersja oskarżonego jest taka, że 16-latka przy jego pomocy realizowała swoje sadomasochistyczne fantazje" - wskazywał na, jego zdaniem, absurd.
Pełnomocnik Bartłomieja M. wnosił o oddalenie kasacji. "Nie wiemy, co wywołało taką reakcję jak płacz, mogła to być sytuacja, że się złożyło fałszywe zarzuty i teraz jest się zmuszonym je powtórzyć" - stwierdził.
Przed zamknięciem przewodu głos zabrał także Bartłomiej M.
"Tak uprawialiśmy seks. Moralnie żałuję, nie powinno się wydarzyć" - mówił. Jego zdaniem oskarżycielka posiłkowa jest niewiarygodna, bierze leki antyurojeniowe, leczy się psychiatrycznie, czemu zaprzecza. "Oskarżała o gwałt i molestowanie różne osoby już od 13. roku życia" - stwierdził.
Według Bartłomieja M. opisane przez media zarzuty wobec niego z tej sprawy sprawiły, że w tej chwili jest oskarżony o przestępstwa seksualne przez inne kobiety. W procesie, który obecnie toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie na Bartłomieju M. ciąży 14 zarzutów dotyczących między innymi gwałtów, w tym skrzywdzenia małoletniej poniżej 15. roku życia. Grozi mu do 15 lat więzienia.
W uzasadnieniu SN stwierdził, że przebieg wydarzeń nie budzi większej wątpliwości. Należy jednak zbadać, uwzględniając całość materiału dowodowego, kwestię przyzwolenia.(PAP)
Autor: Luiza Łuniewska
lui/ jann/